
Przychodzimy na kolejne w tym roku nabożeństwo fatimskie, aby wspominać ten czas szczególny w dziejach Portugali i całego świata. 20 tysięcy ludzi zgromadziło się w miejscu objawień. Patrząc po ludzku masa ludzi, ogromny tłum. Można pytać czego się spodziewali po kolejnym pojawieniu się Maryi, co ich sprowadziło do Fatimy? Sensacja, ciekawość, to coś, co pociąga ludzi.
Popatrzmy na nasze życie - wypadek, pożar, pogrzeb, ślub i wiele innych sytuacji – ciągnie ludzi, chcą widzieć na własne oczy. Tak było i w Fatimie, chcieli zobaczyć coś szczególnego, chcieli usłyszeć kolejne przesłanie skierowane do dzieci. Pewnie spodziewali się czegoś co utwierdzi ich we własnych przekonaniach. Bo to nie tylko wierzący przychodzili na miejsce objawień. Przychodzili i ci, którzy nie tylko wątpili, ale i ci, którzy otwarcie sprzeciwiali się i zwalczali wszelkie głosy o objawieniach. Co zobaczyli i usłyszeli? Ci, którzy przyszli po raz pierwszy, bo coś tam wcześniej słyszeli, mogli się rozczarować, chociaż tak wielu ludzi, to główni bohaterowie to nic nie znaczące małe dzieci, ci którzy byli tam kolejny raz patrzyli na tę trójkę malców trochę inaczej – jako wybrane przez Maryję narzędzia, przez które chce przekazać światu swoje orędzie.
A co Maryja chciała tym razem przekazać? Tak niewiele: MÓDLCIE SIĘ DALEJ O POKÓJ NA ŚWIECIE. Naprawdę niewiele; modlić się o pokój. Ale w tym czasie było to bardzo wiele, zważywszy na trwające już trzy lata działania pierwszej wojny światowej.
Przypatrzmy się tej prośbie Maryi. Módl się o pokój. Najpierw o pokój twego serca. Popatrz ile w nim niepokoju, zamętu, zawieruchy, ile w nas niespokojnych myśli, działań, niepotrzebnych słów. Niespokojne jest serce człowieka, dajemy się ponieść prądowi życia, jego gonitwie, dajemy się uwieść mirażom świata, nasze wnętrze, serce ciągle niespokojne, jakby było bombardowane od wewnątrz ciągle nowymi potrzebami. Tyle nam trzeba, tyle do zrobienia. A jakżesz często nie tylko zapominamy, ale nie zdajemy sobie sprawy, że dni człowieka tu na ziemi są jak trawa, wystarczy, że wiatr ją muśnie, już jej nie ma i wszelki ślad po niej ginie. Dlatego patrząc na nasz niepokój wsłuchajmy się w słowo Chrystusa : nie troszczcie się zbytnio o życie, pieniądze, dobrobyt, sławę, wygląd, odzienie. Ojciec wasz niebieski wie, że tego potrzebujecie. Starajcie się o królestwo Boże i jego sprawiedliwość. Dlatego: Módl się o pokój.
Po modlitwie o pokój twego serca, módl się o pokój w twoim domu, małżeństwie, rodzinie. Popatrz ile tu niepokoju, wrzasków, przekleństw, wzajemnych pretensji, wypowiadanych w złości, gniewie niepotrzebnych słów. Ile sprowokowanych sytuacji, gdzie wszystko stawiamy na ostrzu noża, ileż postawionych murów. Dom, rodzina, małżeństwo zamiast stawać się oazą miłości, szczęścia, radości, zamiast być przedsionkiem nieba staje się zaczątkiem piekła na ziemi. Dlatego patrząc i doświadczając takiego niepokoju wsłuchajmy się w słowa Chrystusa: Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie. Dlatego : Módl się o pokój.
W dniu 14 września w Uroczystość Podwyższenia Krzyża Świętego, po Mszy św. wieczornej wyruszyliśmy w procesji w kierunku kapliczki trzeciego upadku na Kapałowym Potoku. Po drodze odprawiliśmy nabożeństwo Drogi Krzyżowej. Panie, Jezu Chryste, który pozwoliłeś, aby chwa¬ła Twojego Krzyża zajaśniała w życiu i śmierci Papieża Jana Pawła II, spraw, abyśmy i my jak on umieli przyjmować krzyże i cierpienia i nie lękali się kro¬czyć drogą do świętości, kierując się znakami i sło¬wami, które on nam pozostawił, a w chwili śmierci mogli powtórzyć za nim: „Totus Tubus” – „Cały Twój”.
Pragniemy tę Drogę Krzyżową przeżyć w jedności z bł. Janem Pawłem II ze schorowanym papieżem, papieżem w podeszłym wieku, papieżem nie wstydzącym się krzyża swej choroby i starości. Papieżem, tak bardzo godnym Jezusa, bo dźwigającym na oczach całego świata krzyż swej choroby, starości, zmagania się słabego ciała z ochoczym duchem. Chcemy wzmocnić siły fizyczne obecnego Ojca świętego Franciszka naszą modlitwą, ale chcemy również wzmocnić nasze siły duchowe jego wewnętrzną mocą. Dlatego wsłuchamy się w czasie tych rozważań w Jego słowa, szczególnie z Listu Apostolskiego „Salvifici doloris” oraz z Listu do osób w podeszłym wieku. „Gdy byłeś młodszy, opasywałeś się sam i chodziłeś, gdzie chciałeś. Ale gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz” (J 21, 18). Te słowa dotykają mnie bezpośrednio, jako Następcę Piotra i sprawiają, że tym goręcej pragnę wyciągnąć ręce do Chrystusa, posłuszny Jego wezwaniu: „Pójdź za Mną!”- (J 21, 19) - PW 7 Jezu, zapraszający nas wszystkich do pójścia do pójścia Twoimi śladami po Drodze Krzyżowej, Chryste tak mocny w swojej słabości, bądź błogosławiony za każdy krok papieża, za każdy gest jego wyciągniętej ręki. Bądź błogosławiony za jego zużyte w Twojej służbie nogi, które przemierzyły z Ewangelią cały świat. Bądź błogosławiony za jego dłonie, które uścisnęły miliony ludzkich rąk. Przyjmij jego cierpienie - cierpienie człowieka, nie mogącego się utrzymać na swoich nogach, przyjmij jego drżące ręce. Niech błogosławią świat w Imię Chrystusa. Niech ci, którzy zabłądzili na drogach życia i idą na oślep, gdzie ich same nogi niosą, przypatrzą się baczniej swoim krokom. Niech postawią sobie pytanie, dokąd zmierzają. Niech ci, którzy zaplątali się w dzieła rąk swoich, przypatrzą się dobrze swoim rękom, do czego im one służą. Niech świat i Kościół wsłucha się w najbardziej wymowną i przekonywującą katechezę papieża głoszoną milczeniem, całkowicie wyeksploatowanym ciałem, w służbie Bogu i człowiekowi. Niech wielomóstwo świata zamilknie wobec takiego świadectwa. Chryste cierpiący w Janie Pawle II przemów do nas na tej Drodze Krzyżowej.
„Cierpienie jest jednym z tych punktów, w których człowiek zostaje niejako „skazany” na to, ażeby przerastał samego siebie - i zostaje do tego w tajemniczy sposób wezwany”. Chrystusie osądzony tyle razy w ciągu wieków, a dzisiaj sądzony w nauczaniu papieża, nauczaniu odrzucanym jako nieżyciowe, niepostępowe, wręcz nie służące człowiekowi. Nie pozwól nam stawać po stronie koniunktury, wybierającej „Barabasza”; nie daj nam opowiadać się po stronie racji władzy tchórzliwej i oportunistycznej, takiej jak Piłat, i nie dozwól byśmy byli po stronie większości tzn. populistycznych i modnych haseł. Daj nam stawać po stronie samotnej prawdy, tej, która nie lubi rozgłosu i nie potrzebuje hałaśliwej reklamy.
Pielgrzymka Służby Liturgicznej do Kalwarii Zebrzydowskiej Jak co roku, na zakończenie wakacji, sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej było miejscem pielgrzymki Służby Liturgicznej i Ruchu Światło-Życie archidiecezji krakowskiej.
Również z naszej parafii udała się tam grupa dzieci, młodzieży i dorosłych z opiekunem, ks. proboszczem. Centralnym punktem pielgrzymki była Msza Św. sprawowana pod przewodnictwem ks. kard. Stanisława Dziwisza. Obecnych było wielu kapłanów, dzieci, młodzież i dorośli, którzy w wakacje uczestniczyli w rekolekcjach oazowych.
W czasie homilii, ks. kardynał wzywał do odważnego pójścia za Chrystusem; by nie lękać się przeciwności, ale odważnie dawać świadectwo swojej bliskości z Bogiem. Jako chrześcijanie mamy być „solą ziemi i światłem świata”. Dlatego po Eucharystii, ks. kard. wręczył świece oazowe przedstawicielom Ruchu Światło-Życie, by to światło nieśli do swoich środowisk.
Celem tegorocznej Pielgrzymki, przeżywanej w Roku Wiary, było uświadomienie sobie, że Bóg przemawia do nas przez znaki czasu, głos sumienia oraz przez Słowa Pisma Świętego. Hasło „Pozwól Bogu mówić” to zachęta, by dostrzec Pismo Święte w codziennym życiu. Dlatego w czasie Eucharystii Ks. kardynał pobłogosławił wiernych Księgą Pisma Świętego na znak, że pragną, aby Jezus z kart Biblii wszedł w ich codzienność. Ten obrzęd miał również zachęcić Pielgrzymów do uczynienia Pisma Świętego drogowskazem w ich życiu: osobistym, małżeńskim i rodzinnym. Na zakończenie Ks. kardynał poświęcił ziarno siewne i nasiona.
Najukochańsza Matko Kalwaryjskiego Sanktuarium, Pani Ty nasza, największa po Bogu pociecho! Z głęboką pokorą i dziecięcą ufnością zbliżamy sie do Ciebie i błagamy, żebyś nam wyjednałą u Swego Syna miłosierdzie za nasze grzechy i skuteczną pomoc w naszych potrzebach. W tym miejscu przez Ciebie wybranym, tak wiele razy pomagałaś ludziom cierpiącym, smutnym i nieszczęśliwym. Dlatego i my ufamy, że nas nie opuścisz w naszych zmartwieniach, ale jako Matka najlepsza, weźmiesz nas w swoją opiekę teraz i przy śmierci. Amen
Dziś “dzień fatimski” – dzień, w którym Maryja jest blisko nas. Spróbujmy więc i my szczególnie Jej potowarzyszyć. Przed chwilą usłyszeliśmy opis bardzo ważnego wydarzenia z życia Maryi – zwiastowania. Rodzi się pytanie czy pozostanie on dla nas dobrze znaną, wiele razy słyszaną historią, czy będzie autentycznym i głębokim przeżyciem prawdy o naszym życiu? Prawdy, którą Bóg “przemyca” nam w tej ewangelii. Prawdy, że każdy z nas ma swoje zwiastowania.
Spróbujmy więc dokładniej przyjrzeć się temu wydarzeniu. “Zobaczyć” je oczyma Maryi. Przyjrzeć się mu tak, jakby słyszało się o nim po raz pierwszy. Do Maryi przychodzi anioł. Przychodzi i pozdrawia. Trzeba przyznać, że z pewnością była to sytuacja bardzo zaskakująca. W końcu nie każdego dnia odwiedza ludzi anioł. Maryja nie pojmuje. Dlaczego ja? Skąd to wszystko? Po co? Spotyka ją wydarzenie niezrozumiałe. Można powiedzieć trudne. I właśnie to wydarzenie ewangelia nazywa zwiastowaniem. Czy to przypadek? Nie! I w naszym życiu zdarzają się zwiastowania. Zawsze wtedy, gdy spotyka nas coś, czego nie rozumiemy. Coś, co jest trudne...
Matka Boża w Fatimie zachęca do modlitwy: “odmawiajcie różaniec”. W czasie tej modlitwy rozważamy różne tajemnice z Jej życia. I powinniśmy rozważać również tajemnice naszego życia. Kiedy człowiek zastanawia się rozważa i czyni to w perspektywie wiary, to sam Bóg zwiastuje mu wówczas dobro. Bo On zawsze ma dla ciebie dobrą wiadomość! Zwiastuje ci, że nawet trudne wydarzenia są szansą, żebyś doświadczył narodzenia się Boga. Narodzenia się w Tobie. W jaki sposób? Pewnie niełatwy. Bo i Maryja też pyta “jakże się to stanie, skoro nie znam męża?”. I Ty możesz pytać.
A Bóg mówi przez anioła: dla mnie nie ma nic niemożliwego. Ja i tylko ja – mówi Pan Bóg – mam moc, żeby wyprowadzić dobro ze zła, które cię dotyka. Ale jest jeden warunek. Musisz się zgodzić na to, na co nie masz wpływu. To będzie twoja pokuta. Pokuta, do której zachęca w Fatimie Maryja. Nie musisz szukać szczególnych umartwień. Zgódź się na to, na co nie masz wpływu. Resztę zostaw mnie. Maryja uwierzyła i zgodziła się. Dlatego doświadczyła Bożego Narodzenia. Ty też możesz poczuć, że On się w tobie narodzi. A narodzenie się Boga to przede wszystkim doświadczenie tego, jak On działa, jak sprawdza się to, czego Jezus nauczał: “Kto starci swoje życie z mego powodu ten je znajdzie”.
Zwrócić uwagę należy na rzeczywistość współczesnego świata: ”…. W czasach, gdy w wielu krajach wypacza się sakramentalny obraz małżeństwa, dopuszczając do związków niezgodnych z prawem Boskim, to wielki dar, że otrzymaliśmy możliwość świętowania diamentowych godów naszych parafian. Ich związek był jak promień słońca w mroku ciemności różnych trudności w okresie odbudowy Polski po II wojnie światowej. Byli i są nadal świadkami, że można wspólnie pokonywać trudności na drodze osiągnięcia szczęścia. Łzy radości, uniesienie, miłe słowa, pokora wobec doświadczenia – to chyba jest najlepszy sposób, by wyrazić wdzięczność Bogu, że spotykamy się przy tak wspaniałej uroczystości. I oto nadszedł dzień, oczekiwany przez was, Czcigodni Małżonkowie, i przez was, droga rodzino, kiedy to pochylamy się nad tajemnicą powołania. Przeżyć sześćdziesiąt lat w małżeństwie – czyż to nie jest wielkim skarbem?
Można sparafrazować słowa dzisiejszej ewangelii i powiedzieć, że oto my wszyscy wrzucamy do skarbony naszego życia, to, co mamy najlepszego. Nie chodzi o dobra materialne, o nasze osiągnięcia, o tytuły, ani o jakieś skarby, lecz o… miłość. Czy można przeliczać lata na miłość? Najlepiej zapytać o to was, Dostojni Jubilaci! Wy już tak sześćdziesiąt lat składacie do skarbony waszego sakramentalnego życia to, co macie najpiękniejszego. Składacie wszystko, co macie: waszą miłość, pokój, zdrowie i choroby, radości i smutki, tęsknoty i nadzieje. Jakże wspaniały przykład dała nam ta uboga wdowa. Jakiż wspaniały przykład dajecie i wy. W Kościele jesteście teraz cudowną perłą, bo oto za wami tyle lat trwania w miłości. I choć w życiu różnie bywało, sami to często mówicie, choć były okresy burz i niepokojów, to jednak tak mocno przyjęliście Chrystusa do swego serca, że dzisiaj zbieracie plon swych sześćdziesięcioletnich zasiewów.
Jan Paweł II często mówił, że świat potrzebuje nauczycieli i świadków, a najlepiej byłoby, żeby nauczyciel był zarazem świadkiem. Rodzice dla swoich dzieci są właśnie nauczycielami i świadkami. Szczególnie podczas wzrastania, u początków życia. Teraz, gdy wasze dzieci „są na swoim” i sami ustalają sobie jak mają żyć, wy im delikatnie sugerujcie o tym, co jest najważniejsze. Ta delikatna obecność dojrzałej matki i dojrzałego ojca jest wówczas niczym innym, jak obecnością prorocką względem dojrzałych już dzieci, a nawet wnuków, czy prawnuków. Brakuje nam obecności ludzi, którzy zdystansowali się już względem pędu świata, jego nowinek, nowości. Bowiem dusza nasza wciąż oczekuje na spotkanie ze swym Stwórcą. Umiejętnie prowadzenie dzieci do dojrzałego życia jest nie lada sztuką.
Przyjaciele Jubilatów! Ubogacajmy się nawzajem wszelkimi darami, jakie otrzymaliśmy od Boga. A wy, Czcigodni Jubilaci, jesteście skarbem nie tylko waszej rodziny, lecz i całego Kościoła. Wszyscy więc otaczamy więc was dzisiaj wielką miłością. Ad multos annos! „Szanowni Jubilaci, w imieniu całej wspólnoty parafialnej, życzymy Wam: niech w Waszej wspólnej drodze nie opuszcza Was zdrowie, szczęście i wszelka pomyślność. Niech jesień Waszego życia trwa w zdrowiu i szczęściu, niech przyniesie kolejne wspaniałe rocznice”.